Z Joasią po raz pierwszy spotkałam się w uroczej knajpce na Żoliborzu. Rozmawiałyśmy o tym jak wygląda reportaż z narodzin, jak fotografuję. Później obejrzałyśmy moje zdjęcia. Joasia była zauroczona i poruszona do łez, ale cały czas mówiła, że jeszcze musi porozmawiać z mężem. Niestety nie mógł do nas dołączyć. Gdy Asia po kilku dniach wróciła, że chcą abym taki reportaż dla nich wykonała, a szpital wydał zgodę na moja obecność, zostało oczekiwanie. Na ten czas zawsze ustawiam specjalny dźwięk w swoim telefonie przy numerach telefonów rodziców, żeby wiedzieć od razu, że wszystko się zaczyna. I usłyszałam TEN dźwięk w deszczową noc. Ruszyłam od razu, gdyż nigdy nie wiadomo jak szybko będzie działa się akcja.
Niesamowity jest ten moment, kiedy przekraczam próg pokoju, w którym za kilka godzin wydarzy się cud. Wchodzę w jakby inną rzeczywistość, tak jakby świat wstrzymywał oddech bo wie, że za chwilę będzie piękniejszy o małą istotę. Joasia przywitała mnie swoim pięknym uśmiechem. Była rozpromieniona. Mirek cały czas przy żonie, wpierający i czuły. I tak jak wstawał powoli dzień, i Warszawa budziła się powoli ze snu, tak Ewa zmierzała dzielnie na spotkanie z rodzicami. Po kilku godzinach Joasia i Mirek mogli już przytulić swoją córeczkę. Ogromnej radości nie było końca. Po prostu pięknie!