Czy ja Wam już pisałam, że narodziny to żywioł i właściwie jedyna zasada, która zawsze się sprawdza to „bądź gotowa na nieoczekiwane”? I że jak rozmawiasz z przyszłą mamą o tym, że ona urodzi w salonie, w basenie do wody i myślisz, że będzie pięknie, bo w tym salonie są wielkie okna i super ściana z regałem pełnym książek to nie należy nastawiać się na kadry właśnie z tego pokoju?
Narodziny Rut to kolejny dowód na to, że nigdy nie wiadomo jak będzie. Jadę z bijącym mocno sercem i nie wiem co zastanę oraz jak potoczy się historia. Będzie na pewno inaczej niż dotychczas (tak tak nawet po kilkadziesięciu narodzinach sfotografowanych nie ma ani trochę rutyny) i na pewno będzie ogrom miłości…
Lila rodziła trzecie dziecko, ale pierwszą córeczkę. Wszystkie dzieci przyszły na świat w domu wiec i tym razem musiało być tak samo. Gdy przyjechałam do mieszkania w starej kamiennicy Bartek właśnie rozstawiał basen w salonie. Starsze dzieciaki biegały po pokojach, jakby wyczuwały, że już za chwile wielkie rzeczy będą się działy. W tym szaleństwi wskoczyły nawet testować basen. Na drzwiach wejściowych zawisła kartka dla sąsiadów, że wkrótce urodzi sie Rut. W kuchni skończyła gotować się „zupa mocy”. Powoli dzień przechodził w noc. Dołączyła do nas Ania, położna, ale też bliska przyjacióła Lili. Z intensywnych przygotowań, ogarniania przestrzeni na narodziny, atmosfera stopniowo zmieniła się w wyczekiwanie. Okazało się, że najlepiej Lili było w wannie z ciepłą wodą. My siedzieliśmy w salonie przy basenie rozmawiając o życiu, książkach, podróżowaniu…. Śmiałyśmy się z Anią, żeby tylko Lila nie urodziła sama po cichu w łazience… Zaglądalismy do niej co jakiś czas, by trzymać rękę na pulsie. W tym wyczekiwaniu wszyscy zgłodnieli, więc Bartek urządził prawdziwą włoską ucztę. Później Lila wróciła znowu do wanny, a my na kanapę z widokiem na basen. Nagle dobiegło do nas wołanie Lili, że to już… i Rut urodziła się w wannie na ręce cioci Ani. Było ciasno, ciemno i szybko czyli wszystko co jest wyzwaniem dla fotografii, ale było wyjątkowo i pięknie co kocham fotografować. Wskoczyłam nawet na wannę, żeby móc uchwycić ten cud w wyjątkowy sposób. Zaraz po narodzinach Rut przyjechała druga położna – Maria Romanowska. Razem z Anią zaopiekowały się Lilą i małą Rut. Radość i miłość wypełniły każde pomieszczenie w domu. A za te narodziny wznieśliśmy nawet toast szampanem (oczywiście bezalkoholowym)!
Zapraszam Was do obejrzenia tej pięknej historii narodzin domowych. Koniecznie włączcie dźwięk. A po obejrzeniu dajcie znać proszę jak wrażenia.
 
Narodziny Rut